czwartek, 18 czerwca 2015

9. UTRACONE NADZIEJE

Kiedy tylko odzyskała świadomość, usłyszała dobiegający zza uchylonych drzwi szum wody. Powoli otworzyła oczy i pierwszym momencie pomyślała, że może jest to dobra okazja na kolejną próbę ucieczki. Spróbowała podnieść się do siadu, lekceważąc zawroty głowy, ale mocne więzy skutecznie jej to uniemożliwiły. Dopiero teraz uważniej przyjrzała się swoim nadgarstkom i kostkom, które spętane były podwójnym sznurem. Zaklęła cicho, a jej głowa opadła bezwładnie na pościel.
- Wypoczęłaś? - usłyszała nad sobą męski głos. Najpierw rzuciła tylko krótkie spojrzenie w kierunku, z którego dochodził, ale coś zwróciło jej uwagę, tak iż powoli skierowała twarz ku zgrabnej i dobrze zbudowanej sylwetce mężczyzny. Ponieważ miał na sobie jedynie ręcznik, zasłaniający biodra, mogła dostrzec wyraźnie zarysowane mięśnie pokryte bladą skórą. Czarne, mokre w tej chwili włosy wampira, oklejały jego twarz, a zawieszony na szyi rzemyk ze smokiem podkreślał kształt szczupłej szyi. W tym jednym momencie Fabien wydał się Sarze całkiem interesujący, wręcz seksowny, jednak czar prysł, kiedy przypomniała sobie, że to właśnie przez niego leży tu związana, niczym więzień, pozbawiona możliwości jakiegokolwiek ruchu.
- Wybacz, ale to są konieczne środki ostrożności. - tłumaczył Fabien wskazując ręką na sznury. - Widzisz, mam dość niespodzianek i twoich wybryków. Chciałem być miły, ale nie dałaś mi wyboru. - dokończył, zakładając czystą koszulkę o grafitowym odcieniu.
Sarah nie odpowiedziała. Odwróciła wzrok i utkwiła go w oknie, wpatrując się w zachmurzone niebo.

Pojedyncze krople deszczu zaczynały opadać na okolicę, kiedy srebrny sedan parkował przed hotelem. Trzy kobiety wysiadły z auta, czujnym spojrzeniem taksując otoczenie.
- La malbeno de pluvo. - szepnęła jedna z nich. Ciężkie chmury, niczym na rozkaz skłębiły się nad okolicą, a kilka sekund później zaczął padać rzęsisty deszcz. Czarownice żwawym krokiem ruszyły w stronę hotelu, przygotowując się do bitwy.

Fabien podszedł do łózka, na którym leżała Sarah.
- Teraz ty weźmiesz prysznic, ja w tym czasie przygotuję ci coś do jedzenia, a potem ruszamy w dalszą drogę. Nie ma potrzeby zwlekać. - wyjaśnił, uwalniając ją z więzów. Dziewczyna nie zdążyła odpowiedzieć, gdy rozległo się pukanie.
- Obsługa hotelowa... - usłyszeli przez drzwi stłumiony głos.
- Niczego nie potrzebujemy, dziękuję. - krzyknął Fabien chcąc zwyczajnie spławić nieproszonych gości. Nie potrzebował widowni.
Jednak po krótkiej chwili pukanie rozległo się ponownie. Poirytowany wampir zrozumiał, że nie obejdzie się bez bezpośredniej konfrontacji, więc podszedł do drzwi, niczego jednak nie podejrzewając...

Antoine Ganthier mimo wieku wyglądał dość młodo. Ciemne włosy, nie oprószone jeszcze siwizną, wyglądały na gęste i mocne, a przystrzyżona broda dodawała mu eleganckiego wyglądu. Gestem dłoni zaprosił gościa do gabinetu i wskazał mu miejsce przy biurku, sam z kolei usiadł po jego przeciwnej stronie.
- Jak wygląda sytuacja? - zapytał.
- Na chwilę obecną wiemy o co najmniej jednej ofierze śmiertelnej.
- A przypadki hipnozy?
- Do tej pory nie odnotowaliśmy... Jeszcze...
- W takim razie czego pan od nas oczekuje?
- Wampiry powróciły. Będziemy musieli walczyć o miasto, tak jak walczyli nasi przodkowie. Musimy być szybsi, zaatakować, byśmy potem nie musieli się bronić.
- Detektywie. Proszę wybaczyć, ale pańska wizyta tutaj jest w tej chwili bezcelowa. Z tego, co pan mówi wnioskuję, że był to jednorazowy przypadek, wiele wampirów się przemieszcza, może któryś był w Paryżu przejazdem? Nie mamy podstaw sądzić, że grozi nam większe niebezpieczeństwo.
- Proszę? Mam rozumieć, że pańskim zdaniem powinienem potraktować to zdarzenie jako jednorazowy wybryk? Naprawdę zapomniał pan, jaką cenę zapłacili niegdyś mieszkańcy Paryża i okolic przez taką lekkomyślność? - Blanc w przypływie złości wstał z krzesła i uderzył pięścią o biurko. Ganthier, cały czas starając się zachować spokój, złożył dłonie w piramidkę i odpowiedział:
- Nie, detektywie. Nasi przodkowie postąpili lekkomyślnie próbując bratać się z wampirami i pozwalając im panoszyć się w mieście. To fakt. Jednak nie chcę, by przez wywołanie zbędnej wojny ucierpiało zbyt wiele istnień. Takie jest stanowisko moje i całego sabatu Ganthier. Dopóki nie ma realnego zagrożenia ze strony krwiopijców, nie zamierzamy wszczynać wojny. To wszystko co mam do powiedzenia w tej sprawie. Tymczasem czekają na mnie inne obowiązki, proszę więc wybaczyć. - przywódca sabatu taktownie, ale stanowczo wyprosił detektywa z gabinetu, nie dając mu żadnych złudzeń, że ten zyskał sprzymierzeńca w nadciągającej, nierównej walce.

- Vundo kriplulo! - mocny, kobiecy głos rozległ się echem po pomieszczeniu, kiedy tylko Fabien uchylił nieco drzwi. Naraz całe jego ciało, w niemalże ekspresowym tempie, zaczęły pokrywać cięte rany, podobne do tych zadawanych ostrym nożem. Nienaturalnie silny ból, jakie zadawały te skaleczenia, sprawiły, że wampir zupełnie stracił rezon i upadł na podłogę. Ku jego zaskoczeniu, naturalne dla wampirów uleczanie ran, tym razem jakby zostało wyłączone. Jednak mimo bólu spróbował wstać, kiedy zobaczył, że trzy czarownice wyprowadzają Sarę.
- Dokąd to... - wymamrotał, próbując zaatakować nieproszonych gości, jednak poczuł jak zaczyna nim targać nieznana siła. Przez mgłę, która przesłaniała mu wzrok, dostrzegł, że jedna z wiedźm wypowiada niezrozumiałe dla niego inkantacje, a chwilę później nie było nic... Tylko ciemność...

Kiedy bezwładne ciało wampira, któremu wiedźma zaklęciem skręciła kark, uderzyło z impetem o ścianę, także z woli czarownicy, Sarah bezgłośnie krzyknęła.
- Co ty mu zrobiłaś? - zapytała, wpatrując się to w Fabiena, to w Noémie, to w czarownicę.
- Nic mu nie będzie skarbie. Zregeneruje się, ale my będziemy wtedy już daleko... - odpowiedziała wiedźma.
- Daleko? Czyli gdzie? - Sarah spojrzała pytająco na Noémie. Ta tylko się uśmiechnęła, objęła serdecznie przyjaciółkę i szepnęła jej do ucha.
- W domu, mała. Jedziemy do domu. 
___________

Witajcie! 

Oto i nowy rozdział. Krótko, może nie do końca tak jak planowałam, ale jest! Nie chciałam kazać wam dłużej czekać, tym bardziej, że niektórzy się już dopominali. Za co zresztą jestem wam wdzięczna, bo gdyby nie pytania o nowy rozdział, mógłby się on wcale nie pojawić. 

Mam nadzieję, że się spodobał rozdział i że nie wystawiłam waszej cierpliwości na zbyt dużą próbę. 

Buziaki dla was, moi czytelnicy! :)