Jednym zwinnym ruchem
głowy przylgnął do szyi dziewczyny, zatapiając kły w jej
tętnicy. Na raz ciepła, lekko słodkawa ciecz zaczęła spływać
po jego podniebieniu, rozbudzając niezwykłe instynkty i pragnienia,
których nie sposób było powstrzymać.
Puls, który początkowo
był szybki i wyraźny, teraz zaczynał słabnąć. Jednak jedyne,
czego w tej chwili pragnął wampir to pić, żywić się, wyssać z
niej krew co do ostatniej kropli. Niestety, ten niezwykły moment
przyjemności został przerwany przez głośny, przeraźliwy pisk,
który dobiegał zza jego pleców. Nie chętnie oderwał się od
ofiary i schowawszy kły, odwrócił się. Puścił niemal
całkowicie opróżnione z życiodajnej cieczy ciało, które z
impetem upadło na stertę śmieci, które wysypały się z
przepełnionego kontenera. Wiedział, co musi zrobić, wiedział, że
musi się pozbyć świadka. Tym bardziej, że oznaczało to
podwojenie posiłku.
Uśmiechnął się blado
do dziewczyny i już miał ruszyć w jej kierunku, kiedy ona mimo
przerażenia, rzuciła się biegiem w stronę głównej ulicy, w
stronę tłumu... Syknął z wściekłością i przeklął
siarczyście pod nosem. Nie mógł jej gonić, nie mógł się
ujawnić. Jeden świadek to i tak o wiele za dużo. W myślach już
układał plan co zrobić, kiedy los zdecydował za niego. Zobaczył
zbliżające się z dużą prędkością auto, potem pisk opon,
dźwięk uderzenia. Nie musiał tego oglądać, by wiedzieć co się
stało. Nie miała prawa tego przeżyć...
Obecnie.
- Od wypadku minęło
dopiero kilka dni, wszyscy musimy się uzbroić w cierpliwość... -
przytłumione głosy odbijały się echem w jej uszach. Nie wiedziała
gdzie jest, nie wiedziała, co się z nią dzieje. Ciągle miała
zamknięte oczy, ale świadomość powróciła, choć jeszcze nie w
pełni. W końcu zdecydowała się unieść powieki.
Jasne światło
początkowo raziło jej czułe źrenice, ale powoli się do niego
przyzwyczajała. Po dłuższej chwili zaczęła dostrzegać zarysy
rzeczy i postaci, które nagle rozpierzchły się, ustawiając się
wokół niej.
- Dziecko, słyszysz
mnie? Córeczko... - słyszała rozpaczliwy głos. Po chwili
uświadomiła sobie do kogo należał. Do jej matki...
- Jestem doktor Lacroix,
jeśli słyszysz mnie i rozumiesz, mrugnij dwa razy. - patrzyła tępo
przed siebie, kiedy rudowłosa kobieta pochyliła się nad nią. Z
bliska odróżniła jej twarz od pozostałych, jeszcze rozmazanych
obrazów. Mrugnęła.
- Posłuchaj uważnie,
miałaś wypadek, ale jesteś teraz w szpitalu. Tu jesteś
bezpieczna. - dziewczyna dostrzegła troskliwy uśmiech na twarzy
lekarki. - Czy pamiętasz jak masz na imię? Spróbuj je
wypowiedzieć... - po tych słowach nastała trwająca, przynajmniej
w mniemaniu zebranych w pomieszczeniu osób, wieki cisza. Dopiero po
chwili przerwał ją niepewny szept:
- Pamiętam... Nina...
- Czy możesz powtórzyć
głośniej?
- Nina. Mam na imię
Nina.
Wieść o tym, że Nina
wybudziła się ze śpiączki, rozniosła się po okolicy w tempie
ekspresowym. Najpierw wśród bliskich, przyjaciół, aż dotarła na
uczelnię, gdzie odbiła się szerokim echem. Znów wszyscy
rozmawiali o niej i jej zmarłej przyjaciółce. Nawet gazety
rozpisywały się o niej, nazywając jej ozdrowienie cudownym.
Wielu pokładało
nadzieję w Ninie wierząc, że dzięki niej poznają prawdę o
tajemniczej śmierci szkolnej piękności. Do tego szerokiego grona
należał też, a może w szczególności, detektyw Daniel Blanc.
Jeszcze tego samego dnia, kiedy otrzymał informację o poprawie w
stanie zdrowia dziewczyny, pojechał do szpitala i wszedł na oiom,
na którym jeszcze leżała Nina.
- Dzień dobry, detektyw
Blanc. - wszedł do sali bez zbędnych uprzejmości i nie dał się
wyprosić pielęgniarce. Pomachał jej tylko przed nosem odznaką i
kazał wyjść.
- Pamiętasz co się
wydarzyło? - zaczął wypytywać dziewczynę, która tylko spojrzała
na niego tępo swoimi zmęczonymi oczami w kolorze bursztynu.
- Słuchaj, wiem, że ci
się polepszyło i jesteś w stanie mówić, więc muszę cię
przesłuchać, żeby dowiedzieć się, co przydarzyło się twojej
koleżance. Więc, pamiętasz cokolwiek?
- Pamiętam... -
szepnęła. - Było ciemno. Ona była pijana, wyszła. Sama, a
prosiłam, żeby na mnie zaczekała. - Nina mówiła powoli, wyraźnie
ją to męczyło, ale policjant trwał w uporze. Chciał poznać
prawdę za wszelką cenę. - Tam, przy śmietniku był jakiś
facet...
- Co pan tu do jasnej
cholery robi? Proszę wyjść natychmiast! - rozwścieczona doktor
Lacroix wpadła do sali niczym burza, zaalarmowana przez
pielęgniarkę.
- Proszę się uspokoić,
jestem z policji. Muszę ją przesłuchać. - odpowiedział Blanc
hardo, ale z opanowaniem.
- Oczywiście, przesłucha
ją pan, ale kiedy będzie w stanie rozmawiać. W tej chwili jako jej
lekarz prowadzący uprzejmie proszę, aby dał pan spokój chorej. I
proszę jej więcej nie niepokoić, a szybciej porozmawiacie.
- Pani nie rozumie.
Śledztwo utknęło w martwym punkcie, nie mamy żadnego punktu
zaczepienia. Muszę przesłuchać świadka! - rzucił Blanc, coraz
bardziej się niecierpliwiąc.
- Proszę opuścić
szpital, albo skontaktuję się z pańskim przełożonym i
poinformuję go, że zakłóca pan spokój pacjentów. Proszę mi
uwierzyć na słowo, że potrafię być przekonująca. - nieustępliwa
lekarka działała ostro detektywowi na nerwy. Zacisnął jednak zęby
i ruszył w stronę wyjścia, próbując opanować nerwy. Nie
zamierzał się łatwo poddać, ale w tym momencie musiał odpuścić,
bo jeszcze chwila a zrobiłby lub powiedziałby coś, co mogło
niekorzystnie odbić się na jego policyjnej karierze.
- Gdzie ty do diaska
jesteś? Ściągnięcie dziewczyny jest zadaniem ponad twoje siły? -
karcący głos Loreen był bardziej irytujący niż zwykle.
- Spokojnie, nie piekl
się tak. Żeby się do niej zbliżyć muszę wiedzieć o niej coś
więcej niż imię i adres, a to wymaga obserwacji. Z resztą, od
kiedy mam obowiązek ci się tłumaczyć?
- Nie mi, tylko tym na
górze. Zaczynają się niecierpliwić.
- O no wybacz, ale chyba
zapominacie, że ta panna nie jest zwykłą nastolatką. Bez
większego problemu mogłaby mnie skasować. Jeśli chcę przeżyć,
muszę być ostrożny. Jak wam się to nie podoba, to nie mój
problem. Ja się tu na siłę nie pchałem. - Fabien ostatnie zdanie
wręcz wykrzyczał do słuchawki, po czym rozłączył się i rzucił
telefon na siedzenie pasażera.
- Jeszcze się wszyscy
zdziwicie. - mruknął, zaciskając dłonie na kierownicy. Po chwili
odpalił silnik, wrzucił pierwszy bieg i wcisnął pedał gazu z
całą swoją siłą. Na parkingu przed hotelem znów zostawił po
sobie nieprzyjemny odór i ślady spalonych opon.
Nie
minęło więcej niż dwadzieścia minut, gdy zaparkował auto przed
uczelnią. Wiedział, że dziewczyna wkrótce powinna kończyć
zajęcia. Rozsiadł się wygodnie na fotelu i żeby umilić sobie
czas oczekiwania, sięgnął po gazetę. Kartkował strony, gdy jego
uwagę przykuł krótki artykuł na trzeciej stronie. Czytał powoli,
łącząc ze sobą kolejne fakty. Kiedy skończył wplótł palce w
swoje kruczoczarne włosy i zastygł w bezruchu, by za chwilę dać
upust wściekłości wyżywając się na kierownicy. W przerwach
między kolejnymi uderzeniami dało się słyszeć siarczyste
przekleństwa. Kiedy już się uspokoił spojrzał w stronę uczelni.
Tłum ludzi wylewał się z frontowych drzwi, niczym uwolniona wodna
fala. Wśród nich była też ona.
- Dostałaś od losu
jeden dodatkowy dzień. Wykorzystaj go dobrze, bo jutro już będziesz
moja... - szepnął, po czym odpalił silnik i ruszył do centrum
miasta.
Jej! Nina wybudzona ze śpiączki, do tego nerwowy detektyw i ten uroczy wampir! To opowiadanie jest genialne. Zdecydowanie genialne. Jestem ciekawa jak Sarah wykorzysta ten dzień i kto będzie pierwszy przy wybudzonej ze śpiączki - wampir czy detektyw? Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy :>
OdpowiedzUsuńI przy okazji pozdrawiam ;)
Nie umiem się wciągnąć w treść o wampierach XDostatnio nie przepadam za nimi tak jak dawniej...ale spokojnie może wpadnę na nowo w miłosc do nich czytajac twe opowiadanie
OdpowiedzUsuńNominuje cię do Liebster Award: http://hiccup-and-friends.blogspot.com. Zła ja ;)
OdpowiedzUsuń