sobota, 14 marca 2015

7. PTASZEK W KLATCE

Biegła co chwilę oglądając się za siebie. Niżej osadzone gałęzie drzew smagały jej ciało, jednak przypływ adrenaliny sprawiał, że niemal nie czuła bólu. Jedyne o czym potrafiła teraz myśleć to fakt, że przed chwilą widziała jak mężczyzna, który ją porwał zamienił się w bestię i zabił niewinną dziewczynę. Jedyne, czego teraz chciała to znaleźć się jak najdalej stąd.
Sarah po raz kolejny odwróciła głowę, chcąc się upewnić, że jej oprawca za nią nie biegnie. Jedak w mroku nocy nie była w stanie dostrzec czegokolwiek. W tym momencie poczuła, że jej prawa stopa, zamiast nieść ją dalej, zahaczyła o coś. Blondynka z przerażającym piskiem wylądowała na leśnej ściółce, raniąc przy tym dłonie. Spojrzała za zabrudzone palce, a z jej oczu popłynęły łzy. Kumulujący się w niej strach potrzebował ujścia, więc pozwoliła słonym kroplom spływać po zarumienionych policzkach.
- Koniec zabawy. - Sarah niemalże podskoczyła, słysząc za plecami męski głos. Przysięgłaby, że jeszcze chwilę temu nikogo nie było, że była tu sama, że on wziął się tu znikąd. A może jednak był bliżej, niż jej się mogło wydawać?
Nie powiedziała nic, tylko podpierając się na zranionych dłoniach cofała się, z przerażeniem patrząc jak mężczyzna zbliża się do niej wolnym krokiem.
- Chyba jestem ci winien słowo wyjaśnienia. - zaczął Fabien – Miałem cię zabrać nieważne gdzie, nieważne do kogo, ale najwyraźniej nastąpiła pomyłka, nad czym, wierz mi, niezmiernie ubolewam. Spodziewałem się z twojej strony zupełnie innej reakcji. Śmiem twierdzić, że powinniśmy zamienić się rolami i to ja powinienem bać się ciebie, ale hmm... - brunet zatrzymał się i zasłonił dłonią usta w geście zamyślenia – Po prostu nie jesteś tym, kim miałaś być. I to jest dobra wiadomość. Zła jest taka, że zbyt wiele wiesz i zbyt wiele widziałaś, bym mógł pozwolić ci tak po prostu odejść. Wybacz, taka praca... - dokończył rozkładając bezradnie ręce.
Sarah patrzyła jak twarz mężczyzny zmienia się w oblicze potwora. Widziała wysuwające się kły i przymrużone oczy. Oddychała coraz szybciej, a jej usta niemo wypowiadały błagania o darowanie życia. W końcu wampir chcąc dokończyć to, co zaczął zrobił krok w kierunku swojej ofiary. I wtedy nastąpiło coś, czego zupełnie się nie spodziewał...

- Cześć mała, słuchaj, co się z tobą dzieje? Gdzie ty się podziewasz? - zatroskana Noémie od kilku godzin próbowała dodzwonić się do przyjaciółki. Jednak za każdym razem słyszała tylko mechaniczny głos automatycznej sekretarki. - Nie wiem czy tak zabalowałaś, czy stało się coś innego, ale błagam cię, odezwij się, daj znać, że żyjesz. Bo jak tak dalej pójdzie to zadzwonię na policję. Naprawdę się martwię... - Noémie rzuciła telefon na łóżko i zaczęła chodzić po pokoju od jednej ściany do drugiej. Przez nerwy nie potrafiła zapanować nad drżącymi rękami. Cały czas wyrzucała sobie, że pozwoliła Sarze wyjść i samej wracać do domu. To było tak głupie i nieodpowiedzialne!
Nagle w pomieszczeniu rozległ się głośny dzwonek telefonu. Noémie podeszła do łóżka i spojrzała na wyświetlony numer.
- Cholera. - zaklęła pod nosem, z ociąganiem naciskając zieloną słuchawkę.
- Witaj Vivienne...
- Darujmy sobie uprzejmości, wiesz po co dzwonię. - szorstki, kobiecy głos nie dawał złudzeń, że będzie to przyjemna rozmowa.
- Tak wiem, ale jest środek nocy...
- Nie brzmisz jak byś spała więc proszę o informacje. - Noémie westchnęła ciężko.
- W porządku. Do wczoraj było w porządku.
- A co się wydarzyło wczoraj? - zapytała Vivienne.
- Wzięłam ją na imprezę... i... Sarah zniknęła... - brunetka westchnęła, świadoma możliwych konsekwencji. Jednak przez dłuższą chwilę nie słyszała nic, zupełnie jakby rozmówczyni się rozłączyła. Serce Noémie zabiło mocniej, gdy w końcu szorstki głos Vivienne rozległ się w słuchawce.
- Czekaj na instrukcje. - usłyszała brunetka, a po chwili piskliwy sygnał dał jej do zrozumienia, że połączenie zostało przerwane. Dziewczyna usiadła na łóżku i chowając twarz w dłoniach, oparła łokcie na kolanach. Siedziała tak dłuższą chwilę, aż bezchmurne dotąd niebo zaciągnęło się ciężkimi obłokami, a pierwsze krople deszczu spadły na paryskie ulice.

Sarah siedziała na zimnej glebie i z przerażeniem malującym się na jej twarzy patrzyła, jak potwór, którego jeszcze niedawno miała za człowieka zbliża się do niej. Nie wiedziała co konkretnie chce jej zrobić, ale będąc świadkiem śmierci niewinnej dziewczyny, podświadomie kreowała najczarniejsze scenariusze. W tym momencie mężczyzna zrobił zdecydowany krok w jej kierunku, a ona w desperackim geście, chcąc się zasłonić przed atakiem, wykonała szybki ruch ręką. Ku zaskoczeniu obojga wampir zamiast zatopić kły w ciele ofiary, niczym trafiony gromem odleciał na odległość kilkunastu metrów. Zdezorientowana i przestraszona blondynka wpatrywała się w mrok, dostrzegając jedynie zarys wijącej się na ziemi postaci.
Fabien zaklął siarczyście i przez chwilę oszołomiony leżał na ziemi. Szybko jednak podniósł się i w wampirzym tempie podbiegł do dziewczyny od tyłu i chwycił ją za szyję.
- Pora na drzemkę. - warknął i jednym, precyzyjnym uderzeniem pozbawił blondynkę świadomości, nie robiąc jej przy tym krzywdy. Potem wziął jej bezwładne ciało i z nadnaturalną szybkością zaniósł ją do samochodu zostawionego na polanie. Kiedy ułożył ją na tylnym siedzeniu, związał jej nogi i ręce, a usta zakneblował.
- Łatwo poszło... - westchnął do siebie zamykając drzwi auta. Sięgnął do kieszeni, z której wyjął telefon i wybrał znany mu już na pamięć numer. Po kilku sygnałach w słuchawce odezwał się poważny głos Loreen.
- Jakie wieści, panie Croisseux?
- Ptaszek w klatce.
- Co?
- No ptaszek... złapany... jest w klatce...
- Bredzisz. Do rzeczy Fabien. - Loreen powoli traciła cierpliwość.
- Eh. Mam dziewczynę. Wiozę ją.
- Masz pewność, że to ta panna?
- Zrobiłem... ehm... test. - po tych słowach w słuchawce zapadła cisza. Była tak długa, że Fabien spojrzał na ekran telefonu, by się upewnić, że połączenie nie zostało przerwane.
- Jesteś tam? - zapytał w końcu.
- Jestem. Jakim cudem jeszcze żyjesz? - zapytała niepewnie Loreen.
- Pewnie bym nie żył, gdyby nasza mała wiedźma znała swoją moc i panowała nad tą magią. Ale na szczęście wystarczył moment nieuwagi, żeby ją unieszkodliwić. - relacjonował zadowolony z siebie wampir, jednak koleżanka nie podzielała jego entuzjazmu.
- Idioto, przecież... Mogła cię zabić! To było skrajnie nieodpowiedzialne jak na tak wytrenowanego i doświadczonego członka Podziemia...
- Lo, a jakie miałem wyjście? Po kilku tygodniach pałętania się po Europie miałem przywieźć Rodzinie dziewczynę bez wcześniejszego sprawdzenia jej? A gdyby okazało się, że to nie ta panna? I tak mam już na pieńku z górą... To byłby dla nich kolejny argument, żeby się mnie pozbyć...
- No tak, ale nie uważasz, że to trochę za duże ryzyko?
- Być może. Ale wolałbym zginąć z ręki czarownicy, niż skazany przez własnych pobratymców. Wiesz, jak kończą ci, którzy nie dają rady. Nie obraź się, ale Podziemie to nie Sekretariat. Tutaj nie obowiązuje niepisana zasada, że każdy się nada. - odpowiedział Fabien z powagą w głosie. Wiedział jednak, że Loreen zrozumie. Była jednym z niewielu krwiopijców, którzy go rozumieli, bo była jednym z niewielu, który znali go tak dobrze.
- Ok, jak uważasz. W takim razie uprzedzę Annabelle, że jedziecie.
- Dzięki, Lo. - odpowiedział, po czym rozłączył się, a kiedy zakopał ciało dziewczyny, którą wykorzystał do pokazu, wsiadł do auta i ruszył w kierunku głównej ulicy.

- Dzień dobry. Jak się spało? Jak się miewa moja ulubiona pacjentka? - doktor Lacroix weszła do sali ze szczerym uśmiechem na zmęczonej twarzy.
- Dziękuję, już lepiej. - odpowiedziała Nina – Jak długo jeszcze będę tu leżeć, pani doktor?
- Co najmniej kilka dni skarbie. Wydobrzejesz, ale twoje obrażenia były na tyle poważne, że musimy cię przez pewien czas obserwować.
- Dzień dobry. Nie przeszkadzam? - z pozorowaną uprzejmością detektyw Daniel Blanc przerwał toczącą się rozmowę i wszedł do sali.
- Dzień dobry. - doktor Lacroix odpowiedziała mu nie ukrywając, że po jego poprzedniej wizycie nie ma o nim najlepszego zdania.
- Jak samopoczucie, panno Bonnet?
- Dziękuję, dobrze.
- W takim razie możemy porozmawiać. - akcentując zdanie jako stwierdzenie, nie pytanie, policjant przysunął do łóżka chorej stojące nieopodal krzesło i rozsiadł się na nim wygodnie.
- Pani podziękujemy. - zwrócił się do lekarki, nie zaszczycając jej nawet przelotnym spojrzeniem. Lacroix zmierzyła detektywa wzrokiem, który gdyby tylko mógł, na pewno doprowadziłby go do przedwczesnej śmierci, jednak postanowiła trzymać język na wodzy. Nie chciała robić scen przy Ninie, a stan dziewczyny znacznie się poprawił, tak iż nic nie stało na przeszkodzie, by mogła zeznawać.
- Pamiętaj, że w każdej chwili możesz przerwać... - lekarka z troską zwróciła się do Niny - … wystarczy, że wciśniesz ten zielony guzik, a przyjdę.
- Dziękuję, pani doktor. - odparła dziewczyna posyłając kobiecie delikatny uśmiech. Kiedy wyszła, detektyw bez ociągania zaczął zasypywać pytaniami jedynego świadka, jakiego miał.
- Opowiedz mi, co widziałaś, co pamiętasz z tamtej feralnej nocy.
- Poszłyśmy z Giséle na tą nieszczęsną imprezę. Ona jak zwykle chciała się popisać, ile to nie wypije... Wlewała w siebie alkohol jak wodę. - oczy Niny zaszkliły się, więc żeby nie pozwolić łzom wypłynąć przymknęła powieki – W końcu udało mi się ją przekonać, że na nas pora, że najwyższy czas przystopować. Poprosiłam, żeby zaczekała na mnie przy drzwiach, musiałam się jeszcze wrócić po jej sweter i torebkę. Zajęło mi sporo czasu zanim je znalazłam, a kiedy w końcu mi się to udało, okazało się, że Giséle zniknęła. Jakiś chłopak powiedział, że wyszła. Poszłam więc jej szukać i... - głos Niny się załamał. Nie chcąc, by policjant widział jej żal, odwróciła się w stronę okna i wpatrzona w przecinające paryskie powietrze krople deszczu, kontynuowała:
- Potem widziałam już tylko to, jak ten facet poderżnął jej gardło. Widziałam, jak jeszcze trzymał jej ciało. W ręku miał nóż... Nóż to ostatnie co pamiętam...
- Czy byłabyś w stanie go opisać?
- Nóż? - zapytała nieco zdziwiona dziewczyna.
- Nie, tego mężczyznę...
- Ah, racja... Ale, było zbyt ciemno. Nie widziałam jego twarzy. Jedyne co kojarzę, to to, że chyba miał blond włosy... Ale nie jestem pewna...
- A jak byś wyjaśniła to, że ciało twojej koleżanki zostało... dosłownie opróżnione z krwi? - dociekał detektyw czujnie przyglądając się twarzy świadka.
- Miała... miała poderżnięte gardło, wykrwawiła się... - odpowiedziała niepewnie dziewczyna.
- Gdyby tak było, cała jej krew musiałaby rozlać się wokół ciała, tymczasem jedyne co tam znaleźliśmy, to sterta śmieci. Poza tym nawet jak się ktoś wykrwawia, niemożliwym jest, by wypłynęło z niego wszystko, co do kropli. Tymczasem Giséle została dosłownie osuszona...
- Do czego pan zmierza? - skołowana dziewczyna patrzyła na Blanc'a z przerażeniem.
- Miałem nadzieję, że ty mi to powiesz...
- Zdaje się, że nie miałam racji łudząc się, że choć w minimalnym stopniu jest pan w stanie zachować delikatność. Proszę opuścić salę, chora musi odpocząć. - doktor Lacroix podeszła do roztrzęsionej Niny, próbując ją uspokoić.
- Nie skończyłem... - detektyw chciał zaprotestować, ale lekarka przerwała mu, niemalże krzycząc:
- Nina opowiedziała już panu, co widziała. To musi na razie wystarczyć. W tej chwili jest zmęczona i przestraszona, więc dla mnie, jako jej lekarza oznacza to koniec przesłuchania. Dlatego nalegam, żeby opuścił pan salę!
Poirytowany Blanc nie miał wyjścia. Poza tym był świadom, że w tej chwili nie uda mu się więcej wyciągnąć od dziewczyny.
Kiedy wyszedł na parking przed szpitalem i szukał kluczy od samochodu, w kieszeni jego dżinsowych spodni zawibrował telefon.
- Słucham? - odebrał, nie porzucając poszukiwań, jednak kiedy usłyszał kolejne zdanie, wypowiedziane przez rozmówcę, zastygł w bezruchu.
- Cholera. - przeklął, kopiąc niczemu nie winny kamyk. Jego najgorsze przypuszczenia właśnie się potwierdziły...
________________________________
Hej! Po miesięcznej przerwie powracam na BaV z nowym rozdziałem. Nie powiem, że było łatwo, ale się udało. :p
Chciałabym w tym miejscu podziękować Dakishimete za treściwy komentarz. Nie odpisałam od razu, bo liczyłam, że uda mi się opublikować odpowiedź razem z rozdziałem, który z resztą w planach miał się pojawić już dawno, ale wyszło jak wyszło, więc odniosę się do twojego komentarza teraz. Po pierwsze, dziękuję. Za to, że przeczytałaś moje opowiadanie i za to, że podzieliłaś się szczerą opinią. Po drugie, dziękuję za wymienione przez ciebie plusy, ale też za słowo porady. Wzięłam je sobie do serca i postaram się popracować bardziej nad Fabienem. ;)
Btw, zauważyłam tutaj dość spory ruch (jak na opowiadanie, którego autorką jestem ja ;p), więc czekam na Wasze opinie. 
Mam dziwne wrażenie, że miałam napisać coś jeszcze, ale nie pamiętam co..
Cóż, może sobie później przypomnę. xD
Pozdrawiam, Merenwen.