środa, 28 stycznia 2015

5. PIERWSZY KROK

- Dostałaś od losu jeden dodatkowy dzień. Wykorzystaj go dobrze, bo jutro już będziesz moja... - cichy, nie do końca wyraźny głos odbił się echem w głowie Sary. Zaskoczona zatrzymała się i nerwowo rozejrzała dookoła.
- Co jest? - spytała Noémie
- Nie wiem, coś mi się chyba przewidziało.
- A ok. To co idziesz dzisiaj ze mną na tą domówkę?
- Daruj. Jestem padnięta, chcę odpocząć...
- Skarbie, odpoczniesz! Jest piątek, dziś imprezujemy, a cały weekend możemy się byczyć do woli.
- Z tobą? Trochę trudno w to uwierzyć. - Sarah spojrzała na przyjaciółkę z niedowierzaniem, jednak na jej ustach ciągle gościł uśmiech. Ciemnowłosa odwzajemniła go i objęła serdecznie koleżankę.
- To co, widzimy się o szóstej?
- Ehh, o siódmej. Chcę chociaż godzinkę się zdrzemnąć. - Noémie w końcu dała za wygraną i zgodziła się na spotkanie godzinę później. Wkrótce dotarły do akademika i każda zniknęła za drzwiami swojego pokoju.

Mimo świadomości, że leżąca w szpitalu dziewczyna raczej nie ucieknie, usiłował wykrzesać z silnika starego Mustanga tyle mocy, ile tylko było możliwe. Musiał tam jak najszybciej dotrzeć i zakończyć sprawę. Jego poważna w tej chwili twarz kazała myśleć, że jest nadzwyczaj skupiony na zadaniu, które miał wykonać. Było jednak zupełnie inaczej. W jego głowie echem odbijało się jedno pytanie. Dlaczego? Dlaczego ona przeżyła, a właściwie jakim cudem? Dlaczego był tak nierozsądny, a wręcz głupi, pozostawiając ją samą sobie? Po raz kolejny jego zbytnia pewność siebie mogła spieprzyć mu życie. Szczerze mówiąc, jeśli zawali, to zginie. Wiedział, że nie może sobie pozwolić na taką lekkomyślność, a tymczasem zachował się jak kompletny amator. Teraz trzeba było to naprawić.
W małym wielobranżowym sklepiku naprzeciwko szpitala kupił niebieskiego pluszaka. Nie miał zielonego pojęcia o upodobaniach dziewczyny, ale nie mógł pójść z pustymi rękami. Przyjaciele zawsze coś przynoszą...
- Dzień dobry. Szukam koleżanki, trafiła tu po wypadku samochodowym. - Fabien uśmiechnął się delikatnie do młodej blondynki stojącej za ladą.
- Jak ma na nazwisko? - pielęgniarka spytała, chcąc określić o którą konkretnie pacjentkę chodziło przystojnemu brunetowi. Ten jednak zawahał się, bo w całym zamieszaniu jakby zapomniał, że przecież nie ma pojęcia, jak ta panna się nazywa...
- Nina! - nagłe olśnienie przyszło w ostatniej możliwej chwili. Tak przynajmniej pisali o niej w gazecie.
- A nazwisko? - dopytywała pielęgniarka. I tu pojawił się problem, bo tego w gazecie już nie podali. Fabien próbował wymyślić coś na poczekaniu, ale jak na złość żaden dobry i wiarogodny sposób wyjaśnienia tego, że nie zna nazwiska koleżanki, nie raczył się pojawić.
Wtedy przeciągającą się niezręczną ciszę przerwał dźwięk dzwoniącego telefonu.
- Przepraszam... - powiedziała blondynka i podniosła słuchawkę. To był ten moment. Szansa, którą mógł wykorzystać. Kiedy tylko pielęgniarka zajęta rozmową pochyliła głowę nad jakimiś papierami, wampir wszedł na oddział.
- Bułka z masłem... - wymamrotał pod nosem. Teraz wystarczyło znaleźć Ninę. I coś jej zrobić. Tylko co? Śmierć wydawała się najlepszym rozwiązaniem, ale nie miał pewności, czy uda mu się osiągnąć cel, kiedy wokół kręciło się tyle ludzi. Z kolei groźba, co wiedział z doświadczenia, mogła nie wystarczyć. Musiał więc posunąć się do najmniej przyjemnego dla niego rozwiązania. Nie lubił tego, bo był przekonany, że wspomnienia to coś, czego człowiekowi nikt i nic nie może, nie ma prawa odbierać. Znał wartość utraconej przeszłości; to zupełnie tak, jakby ktoś wydarł kartkę z twojego pamiętnika i chociaż wiesz, że jej tam brakuje, to w żaden sposób nie jesteś w stanie jej odtworzyć. Naprawdę wolał kogoś zabić i zakończyć jego męki nierozerwalnie powiązane z ludzkim żywotem. W pewnym sensie niektórym w ten sposób pomagał. Ale skazać kogoś na długie lata życia w ciągłej niepewności i świadomej niewiedzy? To już była skrajna podłość.

Szedł długim korytarzem na pierwszym piętrze, kiedy zza rogu wyszło dwóch pielęgniarzy, pchających łóżko ze śpiącą pacjentką. Rozpoznał ją od razu. Zatrzymał się i udając głębokie zainteresowanie wiszącym na ścianie plakatem, pozwolił się wyminąć. Kątem oka obserwował, jak pielęgniarze odstawiają chorą do ostatniego w tym holu pokoju i jak wychodzą, zostawiając uchylone drzwi. Upewniwszy się, że nikt mu się nie przygląda, ruszył w ich kierunku.
Delikatne skrzypnięcie oznajmiło przybycie gościa. Jednak w pomieszczeniu nie było nikogo, oprócz śpiącej Niny. Nieświadoma czyhającego zagrożenia oddychała powoli i spokojnie, korzystając z chwili odpoczynku, która z pewnością należała jej się po tym, co przeszła. Fabien podszedł cicho do łóżka i chwytając dziewczynę za ramię delikatnie poruszał jej ciałem.
- Hej. - powiedział, kiedy Nina powoli zaczęła otwierać zaspane oczy. - Masz gościa.
- Kim ty jesteś? - spytała, dostrzegając jedynie zarysy sylwetki. Stojąca na półce nocnej lampka była w tej chwili zgaszona, więc wokół panował mrok. Kiedy jednak mężczyzna nachylił się nieco, snop światła padający zza uchylonych drzwi pomógł jej rozpoznać gościa. Nie miała wątpliwości, że to właśnie on.
- Nie, nie piszcz. - Fabien zatkał jej usta dłonią widząc, że chce wezwać pomocy. Spojrzał jej prosto w oczy, a kiedy jej źrenice zaczęły się powiększać, wyszeptał:
- Nie bój się mnie. Nie skrzywdzę cię, więc nie ma potrzeby krzyczeć, czy prosić kogokolwiek o pomoc. Chcę tylko pogadać, więc bądź spokojna.
Podziałało. Dziewczyna w jednej chwili się opanowała, a kiedy mężczyzna zabrał dłoń z jej ust, zapytała:
- O czym chcesz rozmawiać?
- O tym co wiesz, a wiesz o wiele za dużo. Musimy to naprawić.
- Co zamierzasz zrobić?
- Najprościej i najskuteczniej byłoby cię zabić, ale tym razem zrobimy coś innego. Będziesz żyć, ale nie będziesz pamiętać, że kiedykolwiek mnie spotkałaś.
- Jak to? - Nina spojrzała na gościa wzrokiem mieszającym zaskoczenie z przerażeniem. Tymczasem mężczyzna usiadł koło niej na łóżku, zbliżył się do niej i znów spojrzał głęboko w oczy. Jej źrenice powiększyły się i Fabien zaczął opowiadać dziewczynie to, co powinna pamiętać:
- Zapomnisz o tym, że kiedykolwiek mnie widziałaś. Widziałaś sylwetkę mężczyzny, który zabił Giséle, ale nie wiesz, jak wyglądał. Chyba miał blond włosy. W ręku trzymał nóż, którym poderżnął twojej koleżance gardło. Zapomnisz też, że widziałaś mnie dzisiaj. Wróciłaś z badań i smacznie spałaś, śniła ci się Giséle, powiedziała, że u niej wszystko w porządku. A teraz zaśnij i śpij. Odpoczywaj. A o mnie zapomnij...
Dziewczyna kiwnęła delikatnie głową i jakby na rozkaz stała się śpiąca. Zamknęła oczy i wtuliła głowę w miękką poduszkę. Fabien z uśmiechem na twarzy wstał i zadowolony z efektu ruszył w kierunku wyjścia. Problem rozwiązany. Nikt nie musi o tym wiedzieć.

Głośna muzyka, nieskromne ilości alkoholu i nie tylko. Tak wyglądała domówka urządzona w małym mieszkanku w starej kamienicy niedaleko centrum. Sarah cały czas zastanawiała się, jak ponad pięćdziesięcioosobowa grupa mieści się na tak niewielkim metrażu. Dochodziła druga nad ranem, większość ludzi była już mocno wstawiona i szukała wolnego miejsca w kątach pokojów. Na łóżka nie było co liczyć – już dawno były zajęte.
- Ja idę do domu... - wymamrotała Sarah do półprzytomnej Noémie. Nie doczekawszy się jednak z jej strony żadnej reakcji, dała za wygraną i chwiejnym krokiem ruszyła do wyjścia. Starała się nie przesadzać dzisiaj, nie miała ochoty na męczącego kaca przez najbliższe dni. Ale jak można unikać alkoholu na studenckiej domówce?
Zeszła schodami na dół i kiedy otworzyła drzwi kamienicy niemalże zachłysnęła się świeżym powietrzem. Dopiero teraz uświadomiła sobie jak duszno było w mieszkaniu na drugim piętrze. Oparła się o ścianę i nie mogąc poradzić sobie z zawrotami głowy osunęła się, siadając na ziemi. Nie chciała zasypiać, chciała wrócić do akademika, do swojego łóżka, ale to było od niej silniejsze. Powoli traciła kontakt z rzeczywistością.
Jedyne co zdążyła zarejestrować to fakt, że ktoś do niej podszedł i chyba podniósł z ziemi, może nawet wziął na ręce. Nie była pewna. Zasnęła.
_______________
Przepraszam za dość długą nieobecność. Ale niestety, mam kłopoty z regularnością. ;p 
Mam dla Was istotną informację. Od dziś publikuję jako

poniedziałek, 12 stycznia 2015

4. JUTRO BĘDZIESZ MOJA

Jednym zwinnym ruchem głowy przylgnął do szyi dziewczyny, zatapiając kły w jej tętnicy. Na raz ciepła, lekko słodkawa ciecz zaczęła spływać po jego podniebieniu, rozbudzając niezwykłe instynkty i pragnienia, których nie sposób było powstrzymać.
Puls, który początkowo był szybki i wyraźny, teraz zaczynał słabnąć. Jednak jedyne, czego w tej chwili pragnął wampir to pić, żywić się, wyssać z niej krew co do ostatniej kropli. Niestety, ten niezwykły moment przyjemności został przerwany przez głośny, przeraźliwy pisk, który dobiegał zza jego pleców. Nie chętnie oderwał się od ofiary i schowawszy kły, odwrócił się. Puścił niemal całkowicie opróżnione z życiodajnej cieczy ciało, które z impetem upadło na stertę śmieci, które wysypały się z przepełnionego kontenera. Wiedział, co musi zrobić, wiedział, że musi się pozbyć świadka. Tym bardziej, że oznaczało to podwojenie posiłku.
Uśmiechnął się blado do dziewczyny i już miał ruszyć w jej kierunku, kiedy ona mimo przerażenia, rzuciła się biegiem w stronę głównej ulicy, w stronę tłumu... Syknął z wściekłością i przeklął siarczyście pod nosem. Nie mógł jej gonić, nie mógł się ujawnić. Jeden świadek to i tak o wiele za dużo. W myślach już układał plan co zrobić, kiedy los zdecydował za niego. Zobaczył zbliżające się z dużą prędkością auto, potem pisk opon, dźwięk uderzenia. Nie musiał tego oglądać, by wiedzieć co się stało. Nie miała prawa tego przeżyć...

Obecnie.
- Od wypadku minęło dopiero kilka dni, wszyscy musimy się uzbroić w cierpliwość... - przytłumione głosy odbijały się echem w jej uszach. Nie wiedziała gdzie jest, nie wiedziała, co się z nią dzieje. Ciągle miała zamknięte oczy, ale świadomość powróciła, choć jeszcze nie w pełni. W końcu zdecydowała się unieść powieki.
Jasne światło początkowo raziło jej czułe źrenice, ale powoli się do niego przyzwyczajała. Po dłuższej chwili zaczęła dostrzegać zarysy rzeczy i postaci, które nagle rozpierzchły się, ustawiając się wokół niej.
- Dziecko, słyszysz mnie? Córeczko... - słyszała rozpaczliwy głos. Po chwili uświadomiła sobie do kogo należał. Do jej matki...
- Jestem doktor Lacroix, jeśli słyszysz mnie i rozumiesz, mrugnij dwa razy. - patrzyła tępo przed siebie, kiedy rudowłosa kobieta pochyliła się nad nią. Z bliska odróżniła jej twarz od pozostałych, jeszcze rozmazanych obrazów. Mrugnęła.
- Posłuchaj uważnie, miałaś wypadek, ale jesteś teraz w szpitalu. Tu jesteś bezpieczna. - dziewczyna dostrzegła troskliwy uśmiech na twarzy lekarki. - Czy pamiętasz jak masz na imię? Spróbuj je wypowiedzieć... - po tych słowach nastała trwająca, przynajmniej w mniemaniu zebranych w pomieszczeniu osób, wieki cisza. Dopiero po chwili przerwał ją niepewny szept:
- Pamiętam... Nina...
- Czy możesz powtórzyć głośniej?
- Nina. Mam na imię Nina.

Wieść o tym, że Nina wybudziła się ze śpiączki, rozniosła się po okolicy w tempie ekspresowym. Najpierw wśród bliskich, przyjaciół, aż dotarła na uczelnię, gdzie odbiła się szerokim echem. Znów wszyscy rozmawiali o niej i jej zmarłej przyjaciółce. Nawet gazety rozpisywały się o niej, nazywając jej ozdrowienie cudownym.
Wielu pokładało nadzieję w Ninie wierząc, że dzięki niej poznają prawdę o tajemniczej śmierci szkolnej piękności. Do tego szerokiego grona należał też, a może w szczególności, detektyw Daniel Blanc. Jeszcze tego samego dnia, kiedy otrzymał informację o poprawie w stanie zdrowia dziewczyny, pojechał do szpitala i wszedł na oiom, na którym jeszcze leżała Nina.
- Dzień dobry, detektyw Blanc. - wszedł do sali bez zbędnych uprzejmości i nie dał się wyprosić pielęgniarce. Pomachał jej tylko przed nosem odznaką i kazał wyjść.
- Pamiętasz co się wydarzyło? - zaczął wypytywać dziewczynę, która tylko spojrzała na niego tępo swoimi zmęczonymi oczami w kolorze bursztynu.
- Słuchaj, wiem, że ci się polepszyło i jesteś w stanie mówić, więc muszę cię przesłuchać, żeby dowiedzieć się, co przydarzyło się twojej koleżance. Więc, pamiętasz cokolwiek?
- Pamiętam... - szepnęła. - Było ciemno. Ona była pijana, wyszła. Sama, a prosiłam, żeby na mnie zaczekała. - Nina mówiła powoli, wyraźnie ją to męczyło, ale policjant trwał w uporze. Chciał poznać prawdę za wszelką cenę. - Tam, przy śmietniku był jakiś facet...
- Co pan tu do jasnej cholery robi? Proszę wyjść natychmiast! - rozwścieczona doktor Lacroix wpadła do sali niczym burza, zaalarmowana przez pielęgniarkę.
- Proszę się uspokoić, jestem z policji. Muszę ją przesłuchać. - odpowiedział Blanc hardo, ale z opanowaniem.
- Oczywiście, przesłucha ją pan, ale kiedy będzie w stanie rozmawiać. W tej chwili jako jej lekarz prowadzący uprzejmie proszę, aby dał pan spokój chorej. I proszę jej więcej nie niepokoić, a szybciej porozmawiacie.
- Pani nie rozumie. Śledztwo utknęło w martwym punkcie, nie mamy żadnego punktu zaczepienia. Muszę przesłuchać świadka! - rzucił Blanc, coraz bardziej się niecierpliwiąc.
- Proszę opuścić szpital, albo skontaktuję się z pańskim przełożonym i poinformuję go, że zakłóca pan spokój pacjentów. Proszę mi uwierzyć na słowo, że potrafię być przekonująca. - nieustępliwa lekarka działała ostro detektywowi na nerwy. Zacisnął jednak zęby i ruszył w stronę wyjścia, próbując opanować nerwy. Nie zamierzał się łatwo poddać, ale w tym momencie musiał odpuścić, bo jeszcze chwila a zrobiłby lub powiedziałby coś, co mogło niekorzystnie odbić się na jego policyjnej karierze.

- Gdzie ty do diaska jesteś? Ściągnięcie dziewczyny jest zadaniem ponad twoje siły? - karcący głos Loreen był bardziej irytujący niż zwykle.
- Spokojnie, nie piekl się tak. Żeby się do niej zbliżyć muszę wiedzieć o niej coś więcej niż imię i adres, a to wymaga obserwacji. Z resztą, od kiedy mam obowiązek ci się tłumaczyć?
- Nie mi, tylko tym na górze. Zaczynają się niecierpliwić.
- O no wybacz, ale chyba zapominacie, że ta panna nie jest zwykłą nastolatką. Bez większego problemu mogłaby mnie skasować. Jeśli chcę przeżyć, muszę być ostrożny. Jak wam się to nie podoba, to nie mój problem. Ja się tu na siłę nie pchałem. - Fabien ostatnie zdanie wręcz wykrzyczał do słuchawki, po czym rozłączył się i rzucił telefon na siedzenie pasażera.
- Jeszcze się wszyscy zdziwicie. - mruknął, zaciskając dłonie na kierownicy. Po chwili odpalił silnik, wrzucił pierwszy bieg i wcisnął pedał gazu z całą swoją siłą. Na parkingu przed hotelem znów zostawił po sobie nieprzyjemny odór i ślady spalonych opon.

Nie minęło więcej niż dwadzieścia minut, gdy zaparkował auto przed uczelnią. Wiedział, że dziewczyna wkrótce powinna kończyć zajęcia. Rozsiadł się wygodnie na fotelu i żeby umilić sobie czas oczekiwania, sięgnął po gazetę. Kartkował strony, gdy jego uwagę przykuł krótki artykuł na trzeciej stronie. Czytał powoli, łącząc ze sobą kolejne fakty. Kiedy skończył wplótł palce w swoje kruczoczarne włosy i zastygł w bezruchu, by za chwilę dać upust wściekłości wyżywając się na kierownicy. W przerwach między kolejnymi uderzeniami dało się słyszeć siarczyste przekleństwa. Kiedy już się uspokoił spojrzał w stronę uczelni. Tłum ludzi wylewał się z frontowych drzwi, niczym uwolniona wodna fala. Wśród nich była też ona.
- Dostałaś od losu jeden dodatkowy dzień. Wykorzystaj go dobrze, bo jutro już będziesz moja... - szepnął, po czym odpalił silnik i ruszył do centrum miasta.

piątek, 9 stycznia 2015

3. PRAWDA O MORDERSTWIE

- Jaki Fabien? - Noémie siedziała właśnie na schodach prowadzących na drugie piętro, trzymając w ręku kartkę, którą poprzedniej nocy znalazła Sarah.
- Problem w tym, że nie mam pojęcia... - zirytowała się blondynka
- Ok. Ktoś albo znalazł kiepski i mało romantyczny sposób, żeby cię wyrwać, albo zwyczajnie robi sobie z ciebie jaja...
- Stawiam raczej na to drugie. Pytanie tylko kim ten ktoś jest? Znasz jakiegoś Fabiena z uczelni? - Sarah spojrzała pytająco na koleżankę.
- No właściwie to nie, chyba, że bierzemy też pod uwagę profesorów grubo po sześćdziesiątce... Wtedy tak, znam jednego...
- Proszę cię, ja pytam na poważnie...
- A ja na poważnie odpowiadam. Koleś wykłada coś na germanistyce. Nie pamiętam dokładnie.
- W każdym bądź razie nie uczy nas, a to oznacza, że raczej mnie nie zna. Więc odpada. Ale wiesz co... - zaczęła Sarah, ale zawahała się i tylko głęboko westchnęła.
- Ej, co jest? - Noémie spojrzała na koleżankę z zaniepokojeniem.
- Pamiętasz tego kolesia z baru?
- Myślisz, że to może być on?
- To jedyna osoba, którą tutaj spotkałam, nie poznając przy tym jej imienia...
- Ma to sens... - Noémie zamyśliła się. - Chociaż tak właściwie to nie do końca, bo niby jak cię znalazł, nie wiedząc o tobie na dobrą sprawę nic, poza tym jak wyglądasz? Jak miałby się dostać do twojego pokoju? Wdrapał się przez okno? Na trzecie piętro? Proszę cię...
- Nie wiem, Noémie. Ale jeśli nie on to kto? Przysięgam, że jak się w końcu tego dowiem, to powyrywam temu komuś nogi z...
- Oh, nie bądź taka drastyczna... - zaśmiała się brunetka, obejmując koleżankę w pocieszającym geście.

Kilka dni wcześniej. Dzień imprezy.
Warkot silnika, unoszący się w powietrzu zapach spalin i praktycznie nie kończąca się szara nitka szosy przed maską. To było to, co uwielbiał najbardziej. Nie lubił zmieniać miejsc pobytu, ale jeśli wiązało się to ze spędzeniem kilku albo nawet kilkunastu godzin za kółkiem, godził się na to. Nie czuł zmęczenia, wręcz przeciwnie, jazda sprawiała, że się relaksował. A miał przed czym. Miał pełną świadomość tego, że jedzie do Paryża nie na wycieczkę, ale by wypełnić powierzone mu zadanie.
Głos w radiu właśnie poinformował, że dochodziła dwudziesta trzydzieści. On tymczasem przekroczył już granice miasta. Z tej strony nie wyglądało ono na wielką i sławną na całym świecie metropolię. Ot szare, betonowe pole zapełnione mniejszymi i większymi budynkami. Z resztą, nie przyjechał tu, by zwiedzać, więc wygląd otoczenia nie za bardzo go obchodził. Przejechał jeszcze kilka ulic, by wkrótce zatrzymać się na parkingu pod hotelem. Nieduży, niepozorny budynek nie przyciągał swym wyglądem. Tynk, pomalowany już wiele lat temu na różowo, zaczynał miejscami odpadać. Neonowy szyld już dawno stracił blask z czasów świetności. Brunet wysiadł z auta, wyciągnął bagaż, na który składała się jedynie niewielka, czarna torba podróżna i ruszył pewnym krokiem w kierunku recepcji.
Starszy pan, średniego wzrostu, ubrany w białą koszulę i bordową kamizelkę przywitał go z uśmiechem.
- Dzień dobry. Witam, w czym mogę pomóc?
- Poproszę pokój jednoosobowy, najlepiej z oknem wychodzącym na wschód. - odpowiedział chłodno nowo przybyły. Niezwykła prośba nieco zaskoczyła recepcjonistę, nie wiedział jednak, że gość chce mieć baczenie na to, co dzieje się przy wejściu. Nie potrzebował niespodzianek.
Nie wdając się w zbędne dyskusje, brunet dopełnił formalności i odebrał klucz.
- Proszę bardzo, pokój numer piętnaście, pierwsze piętro. - poinstruowany przez recepcjonistę podziękował, jednak bez szczególnych uprzejmości i ruszył schodami na górę.
Pokój numer piętnaście znajdował się po prawej stronie od schodów. Kiedy tylko otworzył drzwi uderzył go nieprzyjemny zapach, zupełnie jakby dawno tu nikt nie zaglądał. Jednak biała pościel wyglądała na świeżą, a okno było lekko uchylone. Zostawił torbę na łóżku i bez dłuższego zastanowienia zaczął się rozbierać, by wziąć szybki prysznic. Miał ochotę na długą, gorącą kąpiel, jednak nie mógł zwlekać.
Zasłoniwszy część ciała dużym, niebieskim ręcznikiem wyszedł z łazienki i włączył telewizor. Położył się na łóżku i wpatrzony w szklany ekran starał się przez chwilę nie myśleć o niczym, zwłaszcza o kilku następnych dniach, o tym, co miało się wydarzyć. Nie minęło jednak pięć minut, a leżący na nocnej szafce telefon zawibrował rytmicznie.
- Słucham?
- Jesteś już na miejscu? - zdecydowany kobiecy głos w słuchawce zdradzał zniecierpliwienie jego właścicielki. - Miałeś się odezwać...
- Odpuść. Właśnie miałem dzwonić. Tak, jestem na miejscu, wkrótce zacznę jej szukać.
- Nie ociągaj się. Wiesz, że góra tego nie lubi...
- A co góra lubi? - Brunet przerwał rozmówczyni. - Słuchaj, nie mam czasu na usprawiedliwianie ani tym bardziej na słuchanie wykładów. Pogadamy jak wrócę, a tymczasem wybacz, mam robotę...
- Fabien? - głos kobiety tym razem zabrzmiał niepewnie.
- Tak?
- Uważaj na siebie.
- Jasne Loreen. Na razie. - odpowiedział nie ukrywając obojętności. Lubił Loreen, ale nic więcej, czego ona jednak najwyraźniej nie przyjmowała do wiadomości. Dlatego stwierdził, że jawna obojętność będzie dla obojga najlepszym rozwiązaniem.

Dochodziła dwudziesta trzecia, kiedy opuszczał hotelowy pokój. Minął recepcjonistę nawet nie zaszczycając go spojrzeniem. Wsiadł do auta i ruszył zostawiając za sobą dźwięk piszczących opon i tumany kurzu.
Dane, które dostał od Loreen były dość dokładne. Wiedział, jak dziewczyna się nazywa, na którą uczelnię chodzi i gdzie mieszka, więc znalezienie jej nie powinno być problemem. Gorszy kłopot stanowiło to, jak nakłonić ją, by z nim wyjechała, nie zagłębiając jej w nieistotne szczegóły. Może nie do końca nie istotne, ale nie było potrzeby, by je poznała, przynajmniej na razie.
Jakieś czterdzieści minut później zaparkował na ulicy naprzeciwko akademika. Miał nadzieję, że uda mu się wejść do jej pokoju i zastać ją śpiącą, jednak nie spodziewał się tego dnia studenckiej imprezy.
- Trzeba czekać... - stwierdził włączając ulubioną płytę. Muzyka, zaraz po motoryzacji, była jego wielką miłością. Nie lubił ograniczać się do jednego gatunku, ale zdecydowanie od innych wolał rock. Kiedy pierwsze znajome dźwięki wypłynęły z głośników, poczuł, że do pełnego relaksu czegoś jeszcze mu brakuje. Tak, poczuł głód. Ten trudny do utrzymania na wodzy głód. Ostatnio porządnie pożywił się trzy dni temu, a przez ten czas pocieszał się płynem z torebek. Ale to nie to samo. Nie do opisania jest uczucie, gdy czujesz przyspieszony puls ofiary i gdy ciepła, słodka ciecz drażni twoje podniebienie, a potem przełyk... Musiał. Po prostu musiał się pożywić.
Wysiadł z auta i pewnym krokiem ruszył na drugą stronę ulicy. Uznał, że w tłumie przyjdzie mu łatwo pożywić się i pozostać niezauważonym, dlatego zmierzał ku imprezującym w akademiku studentom. Jednak nie zaszedł daleko, a w ciemnościach dostrzegł chwiejącą się na nogach postać. Dziewczyna najwyraźniej wypiła za dużo i wymyśliła, że spacer po świeżym powietrzu dobrze jej zrobi. Zbliżył się do niej, a w tym momencie blondynka zachwiała się tak, że omal nie upadła. Chwycił ją w ostatniej chwili.
- Chyba trochę przesadziłaś...
- Aaależ skąd, czuję się wyyśmienicie. - odpowiedziała jąkając się.
- Może cię gdzieś podprowadzić? - zapytał, gdy dziewczyna słaniając się na nogach objęła go w taki sposób, że usta mężczyzny znalazły się niebezpiecznie blisko jej tętnicy szyjnej. To tylko wzmogło jego apetyt.
- A może nie... - odpowiedział sam sobie i z niezwykłą zwinnością chwycił blondynkę w pasie i zaciągnął za stojący nieopodal kontener na śmieci.
- Ejj, ale co ty... - pijana dziewczyna nie do końca była świadoma tego, co się z nią dzieje. Dopiero widok kłów wysuwających się z dziąseł mężczyzny przywrócił jej na moment trzeźwość myślenia. Zaczęła się szarpać, jednak to nie pomogło. Brunet trzymał ją tak, że nie miała możliwości ruchu. Chciała więc zawołać o pomoc. Wydała z siebie krótki, acz głośny pisk. Niestety, jej usta szybko zostały zasłonięte dłonią mężczyzny. Potem poczuła już tylko ból na szyi, czuła jak ciepła, gęsta ciecz spływa jej na ramię, plamiąc przy tym włosy i bluzkę dziewczyny. Potem nie czuła już nic...

wtorek, 6 stycznia 2015

2. NIEZNAJOMY

Atmosfera panująca w akademiku i na uczelni po tragedii sprzed kilku dni była nieznośna. Wszyscy mówili o Giséle, ale nie ze smutkiem wspominając koleżankę, a raczej ze strachem, bojąc się o własne bezpieczeństwo. Przecież na jej miejscu mógł być ktokolwiek inny.
Sarah szła korytarzem zmierzając do sali na końcu. Przed wejściem ustawiła się już niewielka grupka, w której dziewczyna rozpoznała między innymi Noémie.
- Cześć wszystkim. - zagadnęła podchodząc bliżej. - O czym gadacie?
- Hej Sarah. A jak myślisz? Od kilku dni wszyscy wałkują jeden temat.
- Aha, ok. - powiedziała ze zrezygnowaniem w głosie. - W takim razie ja się ewakuuję, bo mam już tego po dziurki w nosie.
- Czekaj, masz rację. Pogadajmy o czymś przyjemniejszym. - zaproponowała Noémie. - Jak ci się podobała pierwsza w tym roku szkolna impreza?
Sarah nie odpowiedziała, tylko zmierzyła koleżankę wzrokiem wyrażającym zwątpienie.
- Ok, pomijając incydent, który ową imprezę zepsuł...
- Ładny mi incydent...
- Ale...
- Ale... Może ty już się lepiej nie pogrążaj. - Sarah poklepała koleżankę po ramieniu i minąwszy ją weszła do pustej jeszcze sali. Wykład miał się zacząć za jakieś dziesięć minut, postanowiła więc wyjąć książkę, którą miała zamiar przeczytać i chociaż nosiła ją praktycznie wszędzie, już dawno nie przeczytała nawet pół strony.
Oparła głowę na dłoni i zaczęła śledzić kolejne zdania. Kupując tą książkę, była przekonana, że lektura pochłonie ją bez reszty. Nazwisko autora mówiło samo za siebie. Jednak mimo, że był to kryminał, czyli ulubiony gatunek Sary, tym razem historia ciągnęła się jak flaki z olejem. Przeczytała już kilka rozdziałów, a akcja na dobrą sprawę stała w miejscu. Dlatego po przeczytaniu dwóch akapitów dziewczyna poddała się, schowała książkę z powrotem do torby i utkwiła wzrok na chmurach widocznych przez okno.
Z zamyślenia wyrwał ją dopiero harmider wywołany przez grupę studentów zapełniających salę. Noémie usiadła na miejscu za Sarą, nie zdążyły jednak zamienić zdań, bo po pomieszczeniu rozległ się donośny głos profesora.

Kolejne godziny upływały powoli, albo raczej dłużyły się niemiłosiernie. Tego dnia opuszczając mury uczelni Sarah bardziej niż zwykle doceniła poczucie wolności.
- Idziemy na piwo? - zagadnęła idącą obok Noémie.
- Ty wiesz, że ja zawsze i wszędzie, ale dzisiaj jestem wybitnie zmęczona...
- Proszę... - wyszeptała błagalnym tonem Sarah.
- Ahh, ok, ale tylko jedno... I ty stawiasz! - zaśmiała się brunetka.

Po trzeciej kolejce humory dziewcząt poprawiły się do tego stopnia, że postanowiły poszukać odpowiednich osób, by powiększyć swoje grono znajomych. Pierwsza wystartowała Noémie zagadując do siedzącego przy barze przystojnego blondyna. Niestety, ta próba okazała się niewypałem, bo po kilku minutach pojawiła się jego dziewczyna.
- Teraz ty! Obyś miała więcej szczęścia. - zaśmiała się brunetka.
Sarah nic nie odpowiedziała, poprawiła tylko swoje złociste loki, dopiła ostatnią szklankę piwa i ruszyła w stronę baru. Pierwszą osobą, która rzuciła jej się w oko, był wysoki brunet, siedzący najbliżej. Miała już zająć miejsce obok niego, gdy coś zwróciło jej uwagę. Wyraźnie czuła na sobie czyjś wzrok. Rozejrzała się wokół i wtedy dostrzegła ciemną postać siedzącą na samym końcu baru, w miejscu, gdzie nie docierało światło zamontowanych przy suficie świetlówek. Postać uniosła głowę, ale gdy zorientowała się, że jest obserwowana, opuściła ją z powrotem. Sarah czuła, że może nie do końca dobrze robi, ale ruszyła w kierunku nieznajomego, przezwyciężając wszelkie obawy. Szła powoli nie odwracając wzroku od obranego celu. W końcu stanęła za jego plecami i mimo niepewności, śmiało zapytała, wskazując na miejsce obok:
- Wolne?
- Jest dużo innych wolnych miejsc w tym pubie, dlaczego chcesz usiąść akurat tutaj?
Sarah zamilkła, jednak nie była do końca pewna, czy to przez głos nieznajomego, czy niezwykle przyjemny zapach jego perfum, który właśnie podrażnił jej nozdrza, czy może po prostu nie wiedziała jak odpowiedzieć na jego pytanie.
- Wolne. - usłyszała po chwili. Widać nieznajomy nie miał ochoty czekać dłużej, aż w końcu coś wyduka. Usiadła więc, ale nadal milczała, zupełnie jakby zapomniała, dlaczego do niego podeszła.
- Zamówić ci coś?
- Em, nie, nie trzeba. - nie skończyła jeszcze wypowiadać tych słów, kiedy uświadomiła sobie, jaką głupotę palnęła. Niestety, było już za późno by je cofnąć.
- Aha, ok. - odpowiedział nieznajomy, po czym jednym łykiem dokończył whisky, położył na barze pieniądze i nie spoglądając nawet na dziewczynę, dodał:
- To ty tu sobie siedź. Ja spadam. Miłego siedzenia. -
Sarah spojrzała na jego twarz i dopiero teraz dostrzegła przystojne rysy, kruczoczarne włosy i niesamowicie głębokie, czarne oczy. Szybko uświadomiła sobie, że jeszcze nigdy nie czuła czegoś podobnego, czegoś, czego tak naprawdę nie potrafiła określić. Patrzyła jak nieznajomy zakłada skórzaną kurtkę, jak odwraca się i zmierza ku wyjściu. Dopiero wtedy coś ją tknęło, zerwała się z miejsca i krzyknęła w jego kierunku:
- Hej, czekaj, jak masz na imię?
Nieznajomy zatrzymał się i spojrzał na nią przez ramię. Jego wąskie usta wykrzywiły się w tajemniczym uśmiechu, po czym odwrócił się, nacisnął klamkę i wyszedł.
- I co? - blondynka usłyszała za plecami głos Noémie.
- Nic. Nawet się nie przedstawił...

Dziewczęta wróciły do akademika przed północą i od razu rozeszły się każda do swojego pokoju. Sarah wzięła tylko szybki prysznic i położyła się do łóżka. Długo nie mogła zasnąć, zastanawiając się co by było, gdyby normalnie porozmawiała z nieznajomym z baru. Nie potrafiła nawet sobie wyjaśnić, dlaczego tak jest, ale czuła, że coś, jakaś siła pcha ją w jego stronę. Te myśli utuliły ją do snu.

Dochodziła trzecia nad ranem, kiedy Sarę obudził przenikliwy chłód. Niechętnie uniosła powieki i zobaczyła otwarte na oścież okno.
- Co jest? - szepnęła, zastanawiając się, jak to możliwe. Przecież gdyby otworzyła okno, pamiętałaby o tym, a nikt inny tego nie mógł zrobić, bo od jakiegoś czasu mieszkała w pokoju sama.
Zebrała siły i podniosła się z łóżka, zaświeciła lampkę nocną i podeszła do okna. Kiedy upewniła się, że jest szczelnie zamknięte, odwróciła się, by wrócić pod kołdrę. Wtedy zobaczyła coś, co zastanowiło ją jeszcze bardziej. Na poduszce, obok miejsca, gdzie jeszcze kilka minut temu znajdowała się jej głowa, teraz leżała zgięta w pół kartka. Sarah niepewnie zbliżyła się i wzięła kartkę do ręki, a jej oczom ukazała się wiadomość. Jedno słowo. Imię. 'Fabien'.

1. KARTKI Z PAMIĘTNIKA

26 września 2013

Drogi pamiętniczku!

To nasze pierwsze spotkanie, więc pozwól, że opowiem ci trochę o sobie. Mam na imię Sarah i od dzisiaj zamierzam dzielić się z tobą moimi smutkami, radościami i wszelkimi innymi uczuciami, jakich doznam w tym miejscu.

Dotychczas mieszkałam z rodzicami w Londynie. Tam się urodziłam i tam chciałam się zestarzeć. Nie masz pojęcia jak bardzo kocham to miasto mimo jego wszelkich wad. Jednak okazałam się za dobra na studiach i dostałam stypendium. Poza tym okazałam się najodpowiedniejszą kandydatką na wymianę. A to wiązało się z wyjazdem do Paryża. I oto jestem. Gdzieś w tym wielkim mieście, o którym marzy tysiące moich rówieśniczek. Ja tymczasem najchętniej wróciłabym do domu, do Londynu i nigdy nigdzie się stamtąd nie ruszała. Zawsze byłam inna, więc nie przejmuj się dziwactwami, które z czasem się tu pojawią.
Początek mamy za sobą, więc teraz powinno być już tylko z górki. Na razie jednak odkładam długopis, muszę skończyć sprzątanie. Już jestem prawie rozpakowana, ale trzeba teraz jakoś ogarnąć bajzel, jaki przy okazji się zrobił. ;)

30 października 2013
Witaj Pamiętniczku!
Długo mnie nie było, wiem, ale nie przypominam sobie żebym składała ci jakąkolwiek obietnicę regularności. Cóż, takie rzeczy to nie u mnie.
Nadeszła jednak pora, bym opowiedziała ci co nieco, jak mi się żyje. O studiach rozpisywać się nie będę, bo nie ma o czym pisać. Rok się zaczął, mam mnóstwo nauki, ludzie z grupy są w porządku. Ale żebyś nie stworzył sobie utopijnego obrazka, gdzie wszyscy są szczęśliwi...
Pierwszą osobą, którą poznałam tutaj była Giséle. Blond włosy, nogi długie aż po samą szyję... Taka miejscowa Barbie. Wyobraź sobie Pamiętniczku, że podpadłam jej już pierwszego dnia. Stwierdziła, że zajęłam jej miejsce. Zrobiła z tego mega aferę, a kiedy dla świętego spokoju ustąpiłam, jej coś się odmieniło i stwierdziła, że jednak nie będzie tam siedzieć. Moja mina w tym momencie musiała być bezcenna. Doprawdy, myślałam, że będę miała tutaj do czynienia z dorosłymi ludźmi... Tymczasem Giséle nie omieszkała przez całą resztę dnia zachowywać się jak smarkula z przedszkola. A to, w połączeniu z żałosnymi komentarzami na temat "nowej z wymiany", sprawiło, że miałam serdecznie dość, do tego stopnia, że nie chciałam iść na imprezę organizowaną z okazji rozpoczęcia roku. Ale ogarnęłam się, stwierdziłam, że Giséle nie zepsuje mi zabawy, bo przecież oprócz niej jest tu mnóstwo innych osób, z którymi można normalnie porozmawiać. I poszłam. Szybko jednak tego pożałowałam.

Dochodziła północ, impreza się rozkręciła, bawiliśmy się wyśmienicie. Poznałam kolejne osoby, w tym Noémie. Kiedyś więcej ci o niej opowiem, ale teraz do rzeczy. Otóż w którymś momencie Noémie stwierdziła, że ma ochotę na papierosa. Wyciągnęła mnie więc na zewnątrz, żebym dotrzymała jej towarzystwa. Stałyśmy przed wejściem do akademika, Noémie wyciągnęła fajki, a kiedy już miała jedną z nich zapalić, wokół rozległ się pisk. Krótki, jakby urwany... Stwierdziłyśmy jednogłośnie, że którąś z dziewcząt przestraszył chłopak albo przyjaciółka. Jednak po chwili dało się słyszeć drugi pisk, tym razem długi, rozpaczliwy, przerażony. Z uliczki nieopodal akademika wybiegła Nina, przyjaciółka Giséle. W całym swoim przerażeniu nie zauważyła nadjeżdżającego samochodu... Wierz mi, że nie był to przyjemny widok. Jej ciało przeleciało kilka metrów, a potem z całym impetem uderzyło w asfalt... Nikt nie wie jakim cudem przeżyła. Teraz jest w szpitalu, w śpiączce...
Wszyscy skupili się właśnie na Ninie, dlatego dopiero policja zainteresowała się tym, co takiego przeraziło ją w tamtej uliczce. Długo nie szukali. Zaraz za wielkim kontenerem na śmieci leżało ciało Giséle. Ponoć miała poderżnięte gardło...
Od tamtej pory w akademiku jest jakoś dziwnie. Nikt nie mówi tego głośno, ale wszyscy się boją. Co jeśli to jakiś zabójca - psychopata? Co jeśli Giséle była jego pierwszą, ale nie ostatnią ofiarą? Jeśli tak, to kto będzie następny?
Teraz już wiesz Pamiętniczku, dlaczego tak bardzo tęsknię za moim spokojnym, pięknym Londynem. Kto wie, może niedługo tam wrócę. Chrzanić wymianę i stypendium. Ja chcę dożyć końca studiów...