Biegła co chwilę
oglądając się za siebie. Niżej osadzone gałęzie drzew smagały
jej ciało, jednak przypływ adrenaliny sprawiał, że niemal nie
czuła bólu. Jedyne o czym potrafiła teraz myśleć to fakt, że
przed chwilą widziała jak mężczyzna, który ją porwał zamienił
się w bestię i zabił niewinną dziewczynę. Jedyne, czego teraz
chciała to znaleźć się jak najdalej stąd.
Sarah po raz kolejny
odwróciła głowę, chcąc się upewnić, że jej oprawca za nią
nie biegnie. Jedak w mroku nocy nie była w stanie dostrzec
czegokolwiek. W tym momencie poczuła, że jej prawa stopa, zamiast
nieść ją dalej, zahaczyła o coś. Blondynka z przerażającym
piskiem wylądowała na leśnej ściółce, raniąc przy tym dłonie.
Spojrzała za zabrudzone palce, a z jej oczu popłynęły łzy.
Kumulujący się w niej strach potrzebował ujścia, więc pozwoliła
słonym kroplom spływać po zarumienionych policzkach.
- Koniec zabawy. - Sarah
niemalże podskoczyła, słysząc za plecami męski głos.
Przysięgłaby, że jeszcze chwilę temu nikogo nie było, że była
tu sama, że on wziął się tu znikąd. A może jednak był bliżej,
niż jej się mogło wydawać?
Nie powiedziała nic,
tylko podpierając się na zranionych dłoniach cofała się, z
przerażeniem patrząc jak mężczyzna zbliża się do niej wolnym
krokiem.
- Chyba jestem ci winien
słowo wyjaśnienia. - zaczął Fabien – Miałem cię zabrać
nieważne gdzie, nieważne do kogo, ale najwyraźniej nastąpiła
pomyłka, nad czym, wierz mi, niezmiernie ubolewam. Spodziewałem się
z twojej strony zupełnie innej reakcji. Śmiem twierdzić, że
powinniśmy zamienić się rolami i to ja powinienem bać się
ciebie, ale hmm... - brunet zatrzymał się i zasłonił dłonią
usta w geście zamyślenia – Po prostu nie jesteś tym, kim miałaś
być. I to jest dobra wiadomość. Zła jest taka, że zbyt wiele
wiesz i zbyt wiele widziałaś, bym mógł pozwolić ci tak po prostu
odejść. Wybacz, taka praca... - dokończył rozkładając bezradnie
ręce.
Sarah patrzyła jak twarz
mężczyzny zmienia się w oblicze potwora. Widziała wysuwające się
kły i przymrużone oczy. Oddychała coraz szybciej, a jej usta niemo
wypowiadały błagania o darowanie życia. W końcu wampir chcąc
dokończyć to, co zaczął zrobił krok w kierunku swojej ofiary. I
wtedy nastąpiło coś, czego zupełnie się nie spodziewał...
- Cześć mała, słuchaj,
co się z tobą dzieje? Gdzie ty się podziewasz? - zatroskana Noémie
od kilku godzin próbowała dodzwonić się do przyjaciółki. Jednak
za każdym razem słyszała tylko mechaniczny głos automatycznej
sekretarki. - Nie wiem czy tak zabalowałaś, czy stało się coś
innego, ale błagam cię, odezwij się, daj znać, że żyjesz. Bo
jak tak dalej pójdzie to zadzwonię na policję. Naprawdę się
martwię... - Noémie rzuciła telefon na łóżko i zaczęła
chodzić po pokoju od jednej ściany do drugiej. Przez nerwy nie
potrafiła zapanować nad drżącymi rękami. Cały czas wyrzucała
sobie, że pozwoliła Sarze wyjść i samej wracać do domu. To było
tak głupie i nieodpowiedzialne!
Nagle w pomieszczeniu
rozległ się głośny dzwonek telefonu. Noémie podeszła do łóżka
i spojrzała na wyświetlony numer.
- Cholera. - zaklęła
pod nosem, z ociąganiem naciskając zieloną słuchawkę.
- Witaj Vivienne...
- Darujmy sobie
uprzejmości, wiesz po co dzwonię. - szorstki, kobiecy głos nie
dawał złudzeń, że będzie to przyjemna rozmowa.
- Tak wiem, ale jest
środek nocy...
- Nie brzmisz jak byś
spała więc proszę o informacje. - Noémie westchnęła ciężko.
- W porządku. Do wczoraj
było w porządku.
- A co się wydarzyło
wczoraj? - zapytała Vivienne.
- Wzięłam ją na
imprezę... i... Sarah zniknęła... - brunetka westchnęła,
świadoma możliwych konsekwencji. Jednak przez dłuższą chwilę
nie słyszała nic, zupełnie jakby rozmówczyni się rozłączyła.
Serce Noémie zabiło mocniej, gdy w końcu szorstki głos Vivienne
rozległ się w słuchawce.
- Czekaj na instrukcje. -
usłyszała brunetka, a po chwili piskliwy sygnał dał jej do
zrozumienia, że połączenie zostało przerwane. Dziewczyna usiadła
na łóżku i chowając twarz w dłoniach, oparła łokcie na
kolanach. Siedziała tak dłuższą chwilę, aż bezchmurne dotąd
niebo zaciągnęło się ciężkimi obłokami, a pierwsze krople
deszczu spadły na paryskie ulice.
Sarah siedziała na
zimnej glebie i z przerażeniem malującym się na jej twarzy
patrzyła, jak potwór, którego jeszcze niedawno miała za człowieka
zbliża się do niej. Nie wiedziała co konkretnie chce jej zrobić,
ale będąc świadkiem śmierci niewinnej dziewczyny, podświadomie
kreowała najczarniejsze scenariusze. W tym momencie mężczyzna
zrobił zdecydowany krok w jej kierunku, a ona w desperackim geście,
chcąc się zasłonić przed atakiem, wykonała szybki ruch ręką.
Ku zaskoczeniu obojga wampir zamiast zatopić kły w ciele ofiary,
niczym trafiony gromem odleciał na odległość kilkunastu metrów.
Zdezorientowana i przestraszona blondynka wpatrywała się w mrok,
dostrzegając jedynie zarys wijącej się na ziemi postaci.
Fabien zaklął
siarczyście i przez chwilę oszołomiony leżał na ziemi. Szybko
jednak podniósł się i w wampirzym tempie podbiegł do dziewczyny
od tyłu i chwycił ją za szyję.
- Pora na drzemkę. -
warknął i jednym, precyzyjnym uderzeniem pozbawił blondynkę
świadomości, nie robiąc jej przy tym krzywdy. Potem wziął jej
bezwładne ciało i z nadnaturalną szybkością zaniósł ją do
samochodu zostawionego na polanie. Kiedy ułożył ją na tylnym
siedzeniu, związał jej nogi i ręce, a usta zakneblował.
- Łatwo poszło... -
westchnął do siebie zamykając drzwi auta. Sięgnął do kieszeni,
z której wyjął telefon i wybrał znany mu już na pamięć numer.
Po kilku sygnałach w słuchawce odezwał się poważny głos Loreen.
- Jakie wieści, panie
Croisseux?
- Ptaszek w klatce.
- Co?
- No ptaszek...
złapany... jest w klatce...
- Bredzisz. Do rzeczy
Fabien. - Loreen powoli traciła cierpliwość.
- Eh. Mam dziewczynę.
Wiozę ją.
- Masz pewność, że to
ta panna?
- Zrobiłem... ehm...
test. - po tych słowach w słuchawce zapadła cisza. Była tak
długa, że Fabien spojrzał na ekran telefonu, by się upewnić, że
połączenie nie zostało przerwane.
- Jesteś tam? - zapytał
w końcu.
- Jestem. Jakim cudem
jeszcze żyjesz? - zapytała niepewnie Loreen.
- Pewnie bym nie żył,
gdyby nasza mała wiedźma znała swoją moc i panowała nad tą
magią. Ale na szczęście wystarczył moment nieuwagi, żeby ją
unieszkodliwić. - relacjonował zadowolony z siebie wampir, jednak
koleżanka nie podzielała jego entuzjazmu.
- Idioto, przecież...
Mogła cię zabić! To było skrajnie nieodpowiedzialne jak na tak
wytrenowanego i doświadczonego członka Podziemia...
- Lo, a jakie miałem
wyjście? Po kilku tygodniach pałętania się po Europie miałem
przywieźć Rodzinie dziewczynę bez wcześniejszego sprawdzenia jej?
A gdyby okazało się, że to nie ta panna? I tak mam już na pieńku
z górą... To byłby dla nich kolejny argument, żeby się mnie
pozbyć...
- No tak, ale nie
uważasz, że to trochę za duże ryzyko?
- Być może. Ale
wolałbym zginąć z ręki czarownicy, niż skazany przez własnych
pobratymców. Wiesz, jak kończą ci, którzy nie dają rady. Nie
obraź się, ale Podziemie to nie Sekretariat. Tutaj nie obowiązuje
niepisana zasada, że każdy się nada. - odpowiedział Fabien z
powagą w głosie. Wiedział jednak, że Loreen zrozumie. Była
jednym z niewielu krwiopijców, którzy go rozumieli, bo była jednym
z niewielu, który znali go tak dobrze.
- Ok, jak uważasz. W
takim razie uprzedzę Annabelle, że jedziecie.
- Dzięki, Lo. -
odpowiedział, po czym rozłączył się, a kiedy zakopał ciało
dziewczyny, którą wykorzystał do pokazu, wsiadł do auta i ruszył
w kierunku głównej ulicy.
- Dzień dobry. Jak się
spało? Jak się miewa moja ulubiona pacjentka? - doktor Lacroix
weszła do sali ze szczerym uśmiechem na zmęczonej twarzy.
- Dziękuję, już
lepiej. - odpowiedziała Nina – Jak długo jeszcze będę tu leżeć,
pani doktor?
- Co najmniej kilka dni
skarbie. Wydobrzejesz, ale twoje obrażenia były na tyle poważne,
że musimy cię przez pewien czas obserwować.
- Dzień dobry. Nie
przeszkadzam? - z pozorowaną uprzejmością detektyw Daniel Blanc
przerwał toczącą się rozmowę i wszedł do sali.
- Dzień dobry. - doktor
Lacroix odpowiedziała mu nie ukrywając, że po jego poprzedniej
wizycie nie ma o nim najlepszego zdania.
- Jak samopoczucie, panno
Bonnet?
- Dziękuję, dobrze.
- W takim razie możemy
porozmawiać. - akcentując zdanie jako stwierdzenie, nie pytanie,
policjant przysunął do łóżka chorej stojące nieopodal krzesło
i rozsiadł się na nim wygodnie.
- Pani podziękujemy. -
zwrócił się do lekarki, nie zaszczycając jej nawet przelotnym
spojrzeniem. Lacroix zmierzyła detektywa wzrokiem, który gdyby
tylko mógł, na pewno doprowadziłby go do przedwczesnej śmierci,
jednak postanowiła trzymać język na wodzy. Nie chciała robić
scen przy Ninie, a stan dziewczyny znacznie się poprawił, tak iż
nic nie stało na przeszkodzie, by mogła zeznawać.
- Pamiętaj, że w każdej
chwili możesz przerwać... - lekarka z troską zwróciła się do
Niny - … wystarczy, że wciśniesz ten zielony guzik, a przyjdę.
- Dziękuję, pani
doktor. - odparła dziewczyna posyłając kobiecie delikatny uśmiech.
Kiedy wyszła, detektyw bez ociągania zaczął zasypywać pytaniami
jedynego świadka, jakiego miał.
- Opowiedz mi, co
widziałaś, co pamiętasz z tamtej feralnej nocy.
- Poszłyśmy z Giséle
na tą nieszczęsną imprezę. Ona jak zwykle chciała się popisać,
ile to nie wypije... Wlewała w siebie alkohol jak wodę. - oczy Niny
zaszkliły się, więc żeby nie pozwolić łzom wypłynąć
przymknęła powieki – W końcu udało mi się ją przekonać, że
na nas pora, że najwyższy czas przystopować. Poprosiłam, żeby
zaczekała na mnie przy drzwiach, musiałam się jeszcze wrócić po
jej sweter i torebkę. Zajęło mi sporo czasu zanim je znalazłam, a
kiedy w końcu mi się to udało, okazało się, że Giséle
zniknęła. Jakiś chłopak powiedział, że wyszła. Poszłam więc
jej szukać i... - głos Niny się załamał. Nie chcąc, by
policjant widział jej żal, odwróciła się w stronę okna i
wpatrzona w przecinające paryskie powietrze krople deszczu,
kontynuowała:
- Potem widziałam już
tylko to, jak ten facet poderżnął jej gardło. Widziałam, jak
jeszcze trzymał jej ciało. W ręku miał nóż... Nóż to ostatnie
co pamiętam...
- Czy byłabyś w stanie
go opisać?
- Nóż? - zapytała
nieco zdziwiona dziewczyna.
- Nie, tego mężczyznę...
- Ah, racja... Ale, było
zbyt ciemno. Nie widziałam jego twarzy. Jedyne co kojarzę, to to,
że chyba miał blond włosy... Ale nie jestem pewna...
- A jak byś wyjaśniła
to, że ciało twojej koleżanki zostało... dosłownie opróżnione
z krwi? - dociekał detektyw czujnie przyglądając się twarzy
świadka.
- Miała... miała
poderżnięte gardło, wykrwawiła się... - odpowiedziała niepewnie
dziewczyna.
- Gdyby tak było, cała
jej krew musiałaby rozlać się wokół ciała, tymczasem jedyne co
tam znaleźliśmy, to sterta śmieci. Poza tym nawet jak się ktoś
wykrwawia, niemożliwym jest, by wypłynęło z niego wszystko, co do
kropli. Tymczasem Giséle została dosłownie osuszona...
- Do czego pan zmierza? -
skołowana dziewczyna patrzyła na Blanc'a z przerażeniem.
- Miałem nadzieję, że
ty mi to powiesz...
- Zdaje się, że nie
miałam racji łudząc się, że choć w minimalnym stopniu jest pan
w stanie zachować delikatność. Proszę opuścić salę, chora musi
odpocząć. - doktor Lacroix podeszła do roztrzęsionej Niny,
próbując ją uspokoić.
- Nie skończyłem... -
detektyw chciał zaprotestować, ale lekarka przerwała mu, niemalże
krzycząc:
- Nina opowiedziała już
panu, co widziała. To musi na razie wystarczyć. W tej chwili jest
zmęczona i przestraszona, więc dla mnie, jako jej lekarza oznacza
to koniec przesłuchania. Dlatego nalegam, żeby opuścił pan salę!
Poirytowany Blanc nie
miał wyjścia. Poza tym był świadom, że w tej chwili nie uda mu
się więcej wyciągnąć od dziewczyny.
Kiedy wyszedł na parking
przed szpitalem i szukał kluczy od samochodu, w kieszeni jego
dżinsowych spodni zawibrował telefon.
- Słucham? - odebrał,
nie porzucając poszukiwań, jednak kiedy usłyszał kolejne zdanie,
wypowiedziane przez rozmówcę, zastygł w bezruchu.
- Cholera. - przeklął,
kopiąc niczemu nie winny kamyk. Jego najgorsze przypuszczenia
właśnie się potwierdziły...
________________________________
Hej! Po miesięcznej przerwie powracam na BaV z nowym rozdziałem. Nie powiem, że było łatwo, ale się udało. :p
Chciałabym w tym miejscu podziękować Dakishimete za treściwy komentarz. Nie odpisałam od razu, bo liczyłam, że uda mi się opublikować odpowiedź razem z rozdziałem, który z resztą w planach miał się pojawić już dawno, ale wyszło jak wyszło, więc odniosę się do twojego komentarza teraz. Po pierwsze, dziękuję. Za to, że przeczytałaś moje opowiadanie i za to, że podzieliłaś się szczerą opinią. Po drugie, dziękuję za wymienione przez ciebie plusy, ale też za słowo porady. Wzięłam je sobie do serca i postaram się popracować bardziej nad Fabienem. ;)
Btw, zauważyłam tutaj dość spory ruch (jak na opowiadanie, którego autorką jestem ja ;p), więc czekam na Wasze opinie.
Mam dziwne wrażenie, że miałam napisać coś jeszcze, ale nie pamiętam co..
Cóż, może sobie później przypomnę. xD
Pozdrawiam, Merenwen.